Słuchajcie, jak to jest z tymi oszczędnościami? Od zawsze mam tak, że lubię coś z każdej wypłaty odłożyć żeby w razie czego mieć pieniądze na czarną godzinę. To taka trochę poduszka finansowa, nie odkładam na żaden konkretny cel.
Z drugiej strony jest kilka rzeczy, które chętnie bym sobie kupiła za część tych pieniędzy (interesuję się fotografią) ale racjonalne myślenie skutecznie mnie od tego powstrzymuje. Zawsze jak już się podpalam na coś, to zaraz myślę sobie, że to tylko zachcianka, fanaberia, droga zabawka, że przecież mam tańszy substytut, który też dobrze działa. Poza tym nie mam już nastu lat żeby mieć takie zachcianki, zaraz powiększy mi się rodzina i nie mogę myśleć tylko o sobie. Co więcej mamy też wspólny cel z mężem i może przyjść moment, że będzie nam brakować pieniędzy na jego realizację i wtedy kluczowe okażą się nasze osobiste oszczędności.
Z trzeciej strony widzę, że ludzie się nie patyczkują i inwestują w gadżety. Mam wrażenie, że kwoty, które mnie wydają się wysokie, dla wielu są bez problemu do przełknięcia. Np. smartfon za 3 czy 4 tysiące zł to dla mnie już droga fanaberia, aparat fotograficzny za 5-6 tysięcy z jednym obiektywem za kolejne tyle również a jednak w rodzinie mam osobę, która co chwilę ma nowy telefon w mniej więcej takich kwotach (a jego rodzina niewiele tańsze), a na grupach fotograficznych sprzęt za 10-12 tysięcy minimum wydaje się standardem (a to dopiero średnia półka). Jako pasjonatka fotografii czuję, że odstaję z moim starym sprzętem z niskiej półki, który kupiłam kilka lat temu za jakieś 4500-5000 zł (aparat i cztery obiektywy), który teraz nie wiem czy byłby wart połowę tego ale jak miałabym wydać 10000zł na hobby żeby być na czasie z jakością to wydaje mi się to szalone i nierozsądne.
Może zamiast tylko oszczędzać warto raz na jakiś czas zaszaleć? Teraz dodatkowo dochodzi kolejna strona medalu. Wysoka inflacja i niepewna sytuacja na Świecie, która może w różny sposób wpłynąć na takie posiadane oszczędności. Już teraz widzę, że aparaty potrafią kosztować o kilkaset zł do kilkunastu setek zł więcej niż przed rokiem.
A Wy jakie macie podejście do oszczędności i takich nazwijmy to fanaberii zakupowych? Może to wcale nie fanaberie tylko np. inwestycja w siebie?