Sześć lat temu poznałam chłopaka. Zaprosiłam go do siebie do domu. On chciał uprawiać seks. Ja się zgodziłam. W trakcie poczułam ból,a on nie chciał przestać. Potraktowałam go jak dorosłego człowieka, myśląc, że proszenie go kilka razy, żeby przestał, szarpanie się i chyba powiedzenie mu, że to boli w zupełności wystarczy. Ale on tego nie zrozumiał. Wtedy niestety byłam za tępa na zrozumienie tego, że czasami mężczyźni są jak dzieci i trzeba im dobitnie dać znać, żeby czegoś nie robili. Nie pamiętam, co się działo po. Pewnie od razu wystraszona poszłam spać. Został ze mną na noc i powiedział, że to "nie, nie" było urocze. Chyba dlatego, że mnie źle zrozumiał i sygnały do niego nie dotarły. Ja nie wiem doznałam jakiegoś szoku czy czegoś, uznałam, że to nigdy się nie wydarzyło. Teraz sama nie wiem, może nie chciałam w nim widzieć złego człowieka i zapomniałam o tym wydarzeniu, może wtedy już myślałam o tym, że on się po prostu pomylił. Problem polega na tym, że jeśli on kogoś znowu nieumyślnie skrzywdzi (owszem prawdopodobieństwo, że ja się o tym dowiem jest małe, ale jakieś jest), to będę się czuła winna. Co robić? Nie mam z nim kontaktu. Nie mogłabym nawet go zdobyć, bo nie znam za bardzo jego znajomych.