była u nas na uczelni taka sytuacja.
Laska przez dwa lata studiów nie robiła nic, za to pięknie klęła. Mówiliśmy na nia Amy, bo kojarzyła sie nam z Amy Winehouse - wielka fryzura bez składu i ładu, bluzgi na dzień dobry. Ledwo się przeciagała z roku na rok, kując w ostatnim tygodniu całe noce chyba. Przyszedł rok trzeci.... spóźniona na zajęcia, przed którymi studenci musieli się przebrac. Wszyscy gotowi, Amy wpada raczej jeszcze na chaju, ruchy ma nieskładne, przyglada się sznurowadłom, jakby je pierwszy raz widziała. Inni studenci z grupy próbują jej pomagać i właściwie to zaczynają ją przebierać w ciuchy na oddział. Amy dostaje szału - wy polskie swinie, ręce precz ode mnie, jesteście niegodni mnie dotykać i dalej w tym guscie. Nadawała tak z dziesięć minut, aż komus udało się to zatrzymać. Za późno - w drzwiach do sztni stał dziekan to był koniec studiów Amy.