Witam!
Przez pewien czas podczytywałam to forum i ponieważ zauważyłam, że panuje tu przyjazna atmosfera, postanowiłam się wygadać.
Moim "problemem" jest strach przed pójściem do pracy - nie zawsze tak było. Kiedyś byłam pewna siebie - niestety od jakiegoś czasu czuję się jak dziecko we mgle.
No ale po kolei.
Zawsze chciałam być nauczycielem j. angielskiego. Od zawsze byłam najlepsza z tego przedmiotu - najpierw w podstawówce, gimnazjum. W liceum przechodziłam okres buntu wiec rożnie bywało, ale ostatecznie maturę z języka zdałam najlepiej w klasie. Poszłam na taki uniwerek jaki sobie wymarzyłam. Dość blisko rodzinnej miejscowości - nie marzyłam o żadnej większej uczelni. Byłam pewna siebie i dumna, że udało mi się osiągnąć wszystko to czego chciałam.
Pierwszy rok najłatwiejszy nie był, ale dałam radę. Odbyłam praktyki w podstawówce - bardzo przyjemnie mi sie pracowało z dzieciakami ( klasy III -VI ) przez ten miesiac.
Ledwo zaczęłam drugi rok, a już znalazłam pracę - w call center. Byłam konsultantem na projekcie brytyjskim - rozmawiałam z anglikami, robiłam różne badania marketingowe. Nie znosiłam tej pracy jeśli chodzi o atmosferę jaka tam panowała i czasem niezbyt miłych klientów. Z drugiej strony czułam się doceniona, że jako 19/20 latka dostałam taka pracę. W końcu niejeden student piątego roku odpadł po telefonicznej rozmowie kwalifikacyjnej, a ja zostałam przyjęta. Projekt trwał pół roku. Potem wróciłam do studenckiej codzienności. W semestrze letnim zajęć miałam tyle, że często kończyłam je dopiero koło 19.0 czy 20.0 o dawaniu korepetycji nie mogło być mowy.Potem praktyki w gimnazjum - szkoła koszmarna, ale z dziećmi mi się dobrze pracowało. Na trzecim roku w pierwszym semestrze też miałam kupę zajęć do nocy. W drugim natomiast była już straszna gonitwa z czasem aby napisać prace lic. i jakoś tak wyszło, ze znowu korków nie dawałam.
Obroniłam się, mam na dyplomie 4,5 - a że piątek było jak na lekarstwo to jestem zadowolona z mojej oceny. Zdałam egzamin wstępny na magisterkę i oto mam 21(za miesiąc 22) lat i znowu jestem na studiach. Niby dostałam pracę w szkole językowej, ale do tej pory nie dostałam grupy - i nie wiadomo czy w ogóle dostanę (mało dzieci zapisało się do szkoły). Grupy startują cały rok,a nie tylko we wrześniu, wiec szansa jest, ale ja się nagle zaczęłam panicznie bać.
Jako, że praca w tamtej szkole jest niepewna chciałam porozsyłać CV jeszcze do innych szkół. Teraz już jest trochę za późno, ale może od nowego semestru jakaś szkoła potrzebowałaby lektora. Jednak nic nie wysyłam, bo paraliżuje mnie strach. Nie mam pojęcia skąd on się bierze.
Boję się,
że zaproszą mnie na rozmowę, a ja będę dukać same głupoty
że każą mi przeprowadzić lekcję pokazową, a ja będę stać jak kołek (nie wyobrażam sobie prowadzenia zajęć bez przygotowania, doświadczony nauczyciel dałby radę, ale ja raczej nie)
że zapytają mnie co bym zrobiła w sytuacji gdy uczeń..... a ja nie będę wiedzieć co powiedzieć
a jeśli już by mnie zatrudniono to boję się nie dam sobie rady i mnie wyleją - a potem żadna inna szkoła nie da mi szansy
że przydzielą mnie do nauczania maluchów (jako młoda osoba przecież nie będę stawiać warunków, bo mnie skreślą od razu), a z tą grupą wiekową mi się ciężko pracuje. Ja od zawsze jestem raczej poważna osobą i nie potrafię się bawić i wygłupiać.
Te wszystkie strony internetowe są takie profesjonalne.... "mamy wysoko wykwalifikowanych lektorów z bogatym doświadczeniem", "stosujemy nowoczesne metody" itd....
A ja taka nie jestem. Jestem zwykłą absolwentką bez doświadczenia z półroczna pracą w CC - ostatnio robiłam tez tłumaczenia, ale nie mogę tego wpisać w CV. (dopiero teraz dostane pierwsze oficjalne zlecenie na tłumaczenie).
Boję się, że brakuje mi warsztatu, kreatywności, a potencjalny pracodawca nie będzie chciał dać mi szansy na rozwój. Lekcje są często nadzorowane przez metodyków, a w sytuacji gdy jestem oceniana, strasznie poważnieje i się usztywniam.
Boje się nawet wywiesić ogłoszenie o korepetycje bo co będzie jak ktoś nie będzie zadowolony.
I.... wiem, jak kretyńsko to wszystko brzmi, ale nie mogę się przemóc.
czy ktoś tak kiedyś miał? Co robić? Nie chce być taką ciapą - boidupą. Nie wiem co się stało, że nagle straciłam wiarę w siebie i nie wiem jak ją odzyskać. Przeraża mnie to wszystko.