Obecnie rozmawiamy o:
Szafa.pl na Facebooku
Ciekawe wątki
Aktywne użytkowniczki

Po zerwaniu, prośba o pomoc

26 lis 2016 - 21:54:20

Wiem, że trochę tutaj nie pasuję i temat zły, ale może uda mi się znaleźć odpowiedź. Witajcie wszyscy

Mam pewien problem natury uczuciowej i chciałbym się tutaj zapytać o radę. Na początek, przybliżę wszystko po krótce. Otóż, poznałem swego czasu świetną dziewczynę. Miałem się ku niej, jednak z początku ona nie czuła tego samego, w żadnym wypadku. Dość długo sie starałem, choć były okresy kiedy odpuszczałem, to jednak dążyłem do tego, ażebyśmy się związali. Z początku było dobrze, widać było że jej zależy, ale trochę zepsułem sprawę, gdyż się zdystansowałem, nieświadomie. Ona nie czuła mojego zaangażowania tak, jakby tego chciała, co w sumie było prawdą, trochę przestawałem momentami działać tak jak powinienem. Było to na tyle dla niej frustrujące, że postanowiła to zakończyć. Można to uznać za swego rodzaju 'przerwę', gdyż po jakimś czasie się do niej odezwałem, porozmawialiśmy, zaczeły się jakieś spotkania ze wspólnymi znajomymi, rozmowy przez internet, po krótkim czasie wiedzieliśmy, że bardzo za sobą tęsknimy, więc powrót stał się faktem. Dalej było naprawdę świetnie. Spędzaliśmy czas, były wyjazdy, swoboda względem siebie, zbliżenia na płaszczyźnie również fizycznej, ogólnie niemal ideał. Bez kłótni, nawet większych sprzeczek. Troszkę to trwało, aż w pewnym miesiącu w sumie mieliśmy jedną poważniejszą rozmowę, w której ona wytłumaczyła mi kilka swoich obaw, mianowicie momentami doskwierało jej, że dość się od siebie różnimy. Choć potrafimy sie świetnie dogadywać, to powinienem postarać się ją zrozumieć. Ale skończyło się dobrze, tak mi się przynajmniej wydawało, gdyż jak się później dowiedziałem, przez ostatni miesiąc naszej relacji miewała raz po raz wątpliwości. Pewnego dnia, spotkaliśmy się w domu, spędziliśmy razem niemal cały dzień, było świetnie. Oczywiście wyznania miłości, zbliżenia... Po kilku dniach zapomniałem o naszym spotkaniu. Była wściekła, ale jeszcze tego samego dnia pojechałem z nią porozmawiać. Niestety, uznała to za ostateczny powód, impuls do tego, by to zakończyć. Mówiła o tym, że nie czuła mojego zaangażowania tak bardzo, że może to kwestia właśnie wspomnianych różnic, ona ma tego dosyć.
Z początku nie zgadzałem się z tym, potrafiłem poświęcić jakieś rzeczy dla niej właśnie, niemal zawsze się dogadywaliśmy i nie mieliśmy większych problemów. Nie rozumiałem tego zupełnie. Uznałem, że może to po prostu emocje, jakoś wiele złych rzeczy które się na siebie nałożyły i to był efekt. Brak kontaktu, po dość krótkim czasie się odezwałem i zaproponowałem spotkanie, żeby na spkojnie o wszystkim porozmawiać. Niestety, chcąc nie chcąc, doszliśmy do tego, że emocje się pojawiły (w sumie oczywiste), nadal trwała przy swoim, pojawiły się łzy i nic się nie zmieniło. Potem przez dłuższy czas znowu, brak kontaktu. Ani ja, ani ona się do siebie nie odzywaliśmy (nadmienię, że jest osobą która raczej sama się nie odezwie – tłumaczy to faktem, że nie chce wysyłać sprzecznych sygnałów). Po tym dłuższym czasie właśnie takie wytłumaczenie dostałem, gdy zagadałem na fb, ot tak, po kumpelsku. Czułem jednak, że rozmowa nie ma sensu – ani ona nie była zaangażowana, a dla mnie było to nieprzyjemne, wręcz bolesne, jak cała strata i zakończenie tej relacji. Powrót braku kontaktu.
Wiem, że to strasznie słabe, ale nie wytrzymałem po czasie. Tak czysto mentalnie, nie mogłem dać sobie spokoju, raz na mieście spotkaliśmy sie w jakiejś knajpie. Cześć cześć i tyle, bez rozmowy. Ale coś we mnie pękło, po raz kolejny. Nie wiedziałem zupełnie co robić, a moja mentalność jest taka, że nie potrafię zostawiać rzeczy samym sobie, muszę działać. Wolę spróbować i żałować, niż nie próbować, być nieświadomym. Wiedzialem jednak w tej sytuacji, że zwykłe zagadanie na fb czy telefon niewiele dadzą, potraktuje to jako... nie wiem, coś zwykłego? Chciałem jej pokazać, że to wszystko, Ona, nasza relacja jest dla mnie czymś więcej niż jednym ze wpisów w życiorysie, o którym szybko zapomnę. Nigdy wcześniej tak nie miałem, potrafiłem odpuścić i zapomnieć, nie tym razem. Stwierdziłem, że pojadę do niej. Bardzo długo biłem się z myślami, ale będąc w jej okolicy po długim czekaniu, zadzwoniłem. Odebrała, wysłuchała mnie. Powiedziałem jej w sumie wiele rzeczy. O tym, że męczy mnie to wszystko, że zrozumiałem to, o czym mi mówiła podczas zerwania (bo faktycznie, zacząłem to rozumieć), o moich rozmyślaniach i tak dalej. I powiedziałem, że jak chce ze mną porozmawiać to może zejść na dół bo czekam. Była niesamowicie zaskoczona... ale w pewien sposób pozytywnie. Co prawda, czułem pewien dystans i stanowczość, z racji że decyzji nie zmieniła, ale były chwile, że widać było, że ją to trochę ruszyło. Nie chodziło mi o litosc, ale po prostu... chciałęm uświadomić to, że nie jest to mój kaprys, chwilowy. W pewnym momencie mocno mnie przytuliła, podziękowała za to bo zrobiło jej się niesamowicie miło z racji, że jestem, ale nadal uważa że mimo wszystko, podjęła słuszną decyzję. Mówiła, że często o tym myśli, że jest to dla niej trudne... (oczywiście, można rzec – a co innego miała powiedzieć?), ale zaskoczyła mnie jedną rzeczą – na urodziny dostała ode mnie słoik wypełniony spisanymi myślami, wspomnieniami i ważnymi cytatami. Dużo osobistych rzeczy, w tym masa wyznań miłości. Cały czas go ma, codziennie czyta jedną z zawartych tam kartek. Łącznie z wynzaniami. Zaskoczyło mnie to niesamowicie, ja nie byłbym w stanie.
Zanim tam pojechałem, zacząłem pisać swego rodzaju list, o wiele lepiej przelewa mi się myśli na papier, aniżeli w mowę, powiedziałem jej o tym, bardzo chciała go zobaczyć.
Dostała go kilka dni później. Wiele rzeczy tam opisałem, część pochodziła z czasu przed spotkaniem, ale po nim też trochę dopisałem. Nie otrzymywałem odpowiedzi, myślałem że mnie w jakiś sposób ostatecznie olała, wyśmiała czy chce po prostu mieć spokój. Ale jednak niekoniecznie. Po krótkim czasie, spotkaliśmy się wspólną grupą znajomych. Nie chciałem tracić kontaktu z dobrymi kumplami dlatego, że ona ma być w towarzystwie. I zasadniczo, było bardzo sympatycznie, Humor dopisywał, rozmawiało się świetnie, nie zwracałem uwagi specjalnie tylko nią, raczej na każdego po równo. W momencie, gdy miałem wychodzić, zauważyłem że podczas jakiegoś mojego wyjścia gdzieś, musiała podrzucić mi do torby kopertę. Tak, odpisała. Gdy wracałem, pożegnałem się, szybkie porozumiewawcze spojrzenie, puszczone oko z mojej strony. Co w nim zawarła? Opisała swoje odczucia co do całej relacji. Była niesamowicie szcześliwa, było to najlepsze doświadczenie, jakie ją spotkało i mimo wszystko nie żałuje, że chciała dać temu drugą szansę. Wspomianała, jak wiele ją nauczyłem i jak ważny dla niej jestem, jakim sentymentem mnie daży i jak istotny w jej życiu byłem. Dodała też, że z jej strony też była wina, że cała decyzja nadal na niej ciąży i po wielokroć zastanawia się czy to dobrze, ale uważa, że mimo wszystko tak musiało być i trwa dalej w swoim. Nie chce między nami waśni, a jedynie, jeżeli to możliwe, żebyśmy byli w pozytywnych relacjach. Dużo tam było wspomnień, dało się wyczuć, że mimo jej stanowczości, nie jest to takie pewne. Zbyt wiele było tam pozytywnych rzeczy które wymieniała, które nas dotyczyły, radości które sobie sprawialiśmy, doceniania tego wszystkiego.Ale mimo wszystko nadal uważa to za zakończone. Może to moja nadinterpretacja, lecz wspominałem jej, że robię to wszystko, bo po raz pierwszy w życiu na czymś mi tak zależy, jak na najskrytszym marzeniu, do którego człowiek dąży, mimo wszystko.
Na koniec listu dodała, żebym zawsze walczył o marzenia, zawsze do nich dążył. Chyba przesadzam, ale wydaje mi się to dziwne.
Może to infantylne, głupie czy nierozsądne. Ale nigdy w życiu nie czułem takiej potrzeby, żeby o coś walczyć. A to wszystko sprawia, że mogę nadinterpretować różnego rodzaju sygnały czy rzeczy, które nimi nie są, a ja się po prostu mylę.
Co w takiej sytuacji powinienem zrobić? Nie odzywać się, jedynie liczyć że z czasem w wyniku spotkań z innymi jakiś kontakt znowu się pojawi? Dawać jakoś do zrozumienia? Czy po prostu odezwać się próbować budować wszystko, nie dając jej swobody? Wiem że i tak już wystarczająco tę swobodę ukróciłem, ale tak uznałem za słuszne. Nie potrzebuję ostrej krytyki uświadamiającej mi, że prawdziwy facet tak się nie zachowa, czy że odwaliłem maniane. Nie znienawidziła mnie, a w pewien sposób zaskoczyłem ja pozytywnie, co na pewno złe nie jest. Myślałem, żeby po prostu odpisać na jej wiadomość sugerując, że skoro uważa mnie za istotną osobe, to moze zacząć jakis kontakt i nie odbiorę tego źle, czy cokolwiek. Chyba, że powinienem po prostu czekać. Ale nie wiem, czy to nie da przeciwnego efektu. Staram się zrozumieć, czy po prostu to wszystko jest takie, jak mówi. Z drugiej strony nie ma wiele doświadczenia i być może nie umie się zdecydować, może wysyła mi jakieś sygnały, a ja o nich nie wiem. A moze po prostu jest osobą która lubi, jak ktoś za nią biega? Lecz ciężko mi o tym myśleć biorąc pod uwagę, ile rzekomo 'szczerych' i ładnych rzeczy mi powiedziała, napisała.

Z góry dziękuję za poświęcony czas. Gdyby coś było niejasne, mogę wytłumaczyć.

Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.

następna dyskusja:

Czy on mnie oszukuje ?!