Mam problem.. Rok temu poznałam faceta, pracował w Irlandii. Pisaliśmy dużo, gdy przyjechał do Polski na miesiąc spotykaliśmy się, potem znów wyjechał i nasz kontakt polegał na pisaniu wiadomości. Potem wrócił, zaczęliśmy być razem. Było pięknie, czułam że to jest to, ta miłość której zawsze szukałam. Znów wyjechał na 3 miesiące, byłam w stanie wszystko przetrwać, taka byłam zakochana... Pisaliśmy codziennie godzinami. Doczekałam się powrotu, miał tam już nie wracać, niestety wyjechał... Jestem smutna, nie chce takiego życia. Wiem, że tak żyje teraz mnóstwo ludzi, bo w Polsce ciężko o dobrze płatną pracę, ale ja studiuję, chciałabym przeżyć normalną młodzieńczą miłość a nie ciągłe czekanie. Dużo poświęcałam dla niego gdy był tutaj, byłam właściwie na każde zawołanie, tak samo gdy był tam, czekałam kiedy napisze i zawsze poświęcałam mu dużo czasu. Teraz jestem rozczarowana, rozżalona... Jest cudowny, ale czuję że nigdy nie będę szczęśliwa na odległość. Najgorsze, że on nie widzi innego rozwiązania. Każe mi się przyzwyczaić, bo jeśli go kocham to będę czekała, jeśli zostawię to znaczy wg niego że nie kochałam. Co ja mam robić? Myślicie, że to ma sens? Z jednej strony boję się, że za dużo poświęcam, on się spełnia zawodowo, zarabia, a ja naiwna czekam... Z drugiej wiem, że to dobry człowiek i pewnie nie spotkam już nikogo takiego