Swój post kieruję do mam, i nie tylko, dzieci których chodzą do przedszkoli lub szkoły. Od dłuższego czasu media trąbią o epidemii wszy wśród dzieci zgrupowanych. Niedawno, jakieś dwa miesiące temu, ogłoszono stan krytyczny, a w niektórych miastach zabrakło środków do ich tępienia. Od 2008 roku ten problem został nazwany jako "zakażenie pasożytami", obecnie sanepid zastanawia się nad ogłoszeniem, iż jest to na powrót "choroba zakaźna".
U mnie w przedszkolu problem pojawił się po raz pierwszy jesienią 2011 roku, ale były to pojedyncze przypadki i szybko się z nimi uporano. Na chwilę obecną grupa, do której chodziła moja córka (chodziła, bo od kiedy pojawił się problem zawszonych dzieci, nie puszczam jej na zajęcia), od dwóch miesięcy walczy z uporczywymi lokatorami. Cała sprawa jest o tyle trudna, że mamy już pielęgniarkę, która sprawdza regularnie głowy, jedna z mam przyniosła do grupy środki "oczyszczające", na bieżąco Panie wychowawczynie starają się zwracać uwagę rodzicom, u dzieci których zauważono problem (wszyscy rodzice wyrazili zgodę na sprawdzanie i odsyłanie "zarażonych). A mimo to problem trwa już ponad dwa miesiące. Dziś dowiedziałam się, że wczoraj pielęgniarka odesłała 5'ro dzieci, trójka z nich dziś była w przedszkolu. Wiem nieoficjalnie, że chodzi ciągle o te same dzieci. Wszystko podane na tacy i nic. Ręce opadają...
Zastanawiam się, jak to jest w innych placówkach, czy ktoś się spotkał z tym problemem? Jak go rozwiązać? Do kogo zwrócić się o pomoc (na stronie sanepidu widnieje informacja, że organizacja umywa od tego ręce)? Jak w końcu wyeliminować ten trudny problem? Czy dezynfekcja pomieszczenia jest konieczna?
Proszę o podpowiedź, bo nie wiem, co z tym dalej robić (
UP
czyżby nikt się nie spotkał z tym problemem?
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2013-01-14 18:31 przez babulinka.