Cytat
kaplenz
Sandrynka! Przysięgam! Moje dzieci potrafią odstawić histerię aż się cała gotuję w środku (chociaż jak pisałam postępy są już duże) i mimo tego nie dostały ode mnie klapa. A to dlatego, że stawiam granice nie tylko im, ale też SOBIE. Sobie też mówię "Nie wolno"
właśnie np. bić,wyzywać bo wiem jak poczuje się dziecko i jak wściekła będę potem na siebie). Ja też wciąż się uczę roli matki, uczę się na swoich błędach, kombinuję ciągle coś innego, żeby radzić sobie ze złością, więc ze stali jak widać nie jestem
.I choć nie zawsze łatwo to przychodzi to przepraszam moje dzieci jeśli przesadzę.
Jest kilka rzeczy, które mnie zawsze rozstrajają-jak mam mało czasu, jak coś śmierdzi, jak jestem głodna, więc staram się takich rzeczy unikać.
Wystarczy żebym się spieszyła i zaczynam się denerwować, że dziecko robi coś w swoim tempie np.,chociaż normalnie mi to nie przeszkadza i cieszę się z jego samodzielności.I kogo to wtedy jest wina? No moja, bo powinnam tak zaplanować czas żeby nie wprowadzać tej nerwowej atmosfery. Ja zaczynam popędzać, dziecko zaczyna się denerwować, bo dla niego zegarek nie jest jeszcze tak istotny i wszyscy niepotrzebnie są nabuzowani. Ja jestem typem spóźnialskiego śpiocha,(chociaż do pracy np. spóźniałam się tylko w ciąży
i szef dał mi zapasowe kilka minut z racji wagi ciężkiej
), więc muszę się mobilizować bardzo, ale MUSZĘ i już.
Ja męcząc się z dziećmi na zakupach,widząc ich brak entuzjazmu,przeżywając ich afery, zrezygnowałam praktycznie z zakupów z dziećmi. Wieczorem zostawiam ich z mężem i wtedy jadę po zakupy, albo ja z nimi zostaję a jedzie mąż. Do sklepu osiedlowego wchodzimy na chwilę, każde dziecko ma rozdzielone swoje zadania-np bierze koszyk, wybiera, które ziemniaki nam się podobają, albo wspólnie oglądamy, które mięsko dziś wybrać na obiad i wtedy jest ok.Oni pokazują co im się podoba, ja mówię dlaczego im nie kupię np. gazetki z gadżetami
. I stosuję zasadę, że wszystko co trafia do koszyka musi wcześniej być uzgodnione ze mną, bo jeśli wezmą coś sami, to tego nie kupimy. A czasami jak mówią np" o miś!" (miś-lubiś), to mówię "no fajny ten miś" i wystarcza, wcale nie domagają się żeby im go kupić. Czasami podejdą mnie sprytniej i zapytają "A kupimy tego misia?" , a ja odpowiadam np. "Dzisiaj nie". Uciekam od tych misiów jak mogę, bo wiem, że to nic dobrego
.
Zgadzam się z Delfiną w tym, że jeśli dziecko daje do wiwatu to trzeba mu poświęcić więcej uwagi, bo często "rozrabianie" to takie wołanie o uwagę. Im więcej czasu spędzam z dziećmi, na spokojnie, tym mniej problemów. A czasami trzeba ustawić dobrą kombinację-ja piszę na Szafce-oni obok rysują
.