Jestem w 11 tygodniu ciąży. U ginekologa byłam 23 lipca, żeby ciążę potwierdzić. Oczywiście lekarka mnie zbadała, powiedziała, że wszystko jest w porządku, zarówno z dzidzią jak i z moimi narządami rodnymi. W ten czwartek byłam u niej na drugiej wizycie, żeby donieść wyniki badań, które miałam zrobić. Wyniki zrobiłam 12 sierpnia i z jednych wynika, że mam jakąś infekcję intymną. Ginekolog pytała, czy nie odczuwam swędzenia lub pieczenia i czy nie mam upławów. Zbadała mnie i powiedziała, że rzeczywiście jest jakaś infekcja. Trochę się zdziwiłam, bo nie odczuwam żadnych dolegliwości. Nic nie swędzi, nie piecze, a śluz jest taki jak zawsze. Przypisała mi Nystatynę, bo jak stwierdziła, w ciąży nic innego nie może mi dać. Trochę się waham, czy powinnam ją przyjmować, bo jak już napisałam, nie odczuwam kompletnie żadnych dolegliwości. W całym swoim życiu infekcję miałam raz, w maju tego roku i rzeczywiście objawy zgadzały się z tymi, które wymieniła mi lekarka we czwartek. Wtedy to było od nawilżanych chusteczek (kupiłam inne niż zwykle), ale przestałam ich używać i po kilku dniach wszystko samo przeszło.
Czy powinnam przyjmować przypisane globulki? Już je kupiłam, ale mam wątpliwości, zwłaszcza, że na ulotce jest napisane, żeby w ciąży ich nie stosować, bez wyraźnego polecenia lekarza.