Nie wiem od czego mam zacząć, będzie to pewnie bez ładu i składu, ale nie jestem w stanie normalnie pisać.
Jestem z M od maja, znamy się już naprawdę ładnych parę lat. Wiem i jestem przekonana o tym jak mnie kocha i dażę go tym samym uczuciem. Mielismy wiele problemow, głównie przez to, że moi rodzice ( a raczej moja mama) go nie akceptują. Miał różne problemy, dziwne znajomości i te sprawy.. ale dzięki mnie się ogarnął i zmienił - z faceta, ktory wracał do domu nad ranem, do tego stopnia, ze potrafil kazdy weekend spedzić w domu, wracać o 22, dzwonic do mnie z telefonu od mamy i inne takie.
Od tego roku zaczelam studia 450km od domu, co weekend był u mnie, aż w koncu postanowilismy, ze on sie tutaj przeprowadzi.. Nie znał tu kompletnie nikogo, zostawil znajomych ( tych nieciekawych rowniez), wszystko i przyjechał do mnie. Znalazl sobie mieszkanie, pracę. Tym pokazał mi, że naprawde nic dla niego nie jest ważne, że dla mnie zrobi wiele..
I tak już jest tutaj ze mną prawie 3 tygodnie, uklada nam się naprawde świetnie.. Do czasu, aż dowiedzieli się o tym moi rodzice - nie wiem skąd, nie wiem jak.
Najpierw reakcja nie była taka zła, tata normalnie ze mną rozmawiał, pytał, mama na początku też. Nawet padały czasem pytania " A M. nie ma w domu?" .. do czasu, az nie znaleźli mojego bloga. Zwykly, normalny photoblog, wspolne zdjęcia, podpisy, wiadomo. Wtedy wpadli w szał, DOSŁOWNIE. Tata przeklinał, mama płakała, wyzywała mnie, że co ja sobie wyobrazam, że albo wracam do domu albo oni nie chcą mnie znać.. Od tego momentu nie odbieram od nich telefonu, tylko czasem pisze smsy..
Mama wypisuje rozne głupoty, że ona tego nie wytrzyma, że jest jej wstyd, że przez to chyba rezygnuje z pracy ( NIE ROZUMIEM O CO CHODZI) i inne takie. Ale ona jest histeryczką naprawde.. Przed chwila nagrala mi się na poczte, że rozmawiala z JEGO kolegami, slyszala duzo ciekawych rzeczy na jego temat - nie dziwie się, ale czy on żyje teraz z kolegami czy ZE MNĄ 450 km od wszystkich ?! Do tego jeszcze dodala, ze dzwonila do niej wlascicielka mieszkania, w ktorym ja wynajmuje pokoj i probowala mi wmowic, że M. mieszka tutaj ze mną czy cos takiego. Oczywiscie telefon do wlascicielki ( ktora strsznie mnie lubi) i zdziwila sie, bo nie dzwonila do mojej mamy, bo nie miala po co i zdziwilo ją moje pytanie. - kolejne kłamstwa i wymysły ..
Mam juz dość tego, nie potrafie normalnie funkcjonować, ciagle tylko telefony, smsy jakbym uciekla z domu z bandytą albo pozabijała pół miasta..
Probowalam normalnie porozmawiac - nic, pisalam dlugie smsy - też nic, probowalam sie postawić - też nie skutkuje..
Do tego ciągle mowi, że ona chce z M porozmawiać, więc w niedziele mial wolne, dzwonił do niej 2 razy - nie odbierała. A dzisiaj znowu jej standardowy tekst " Czy on nie ma honoru zeby zadzwonic, boi się ? " Ręce opadają..
Poważnie zastanawiam się nad rzuceniem studiów, znalezienia pracy i zerwania kontaktu z nimi, bo to jest nie do pojęcia.. Nie utrzymam się sama, nie mam z czego.
Wiem, ze chaotycznie napisane, ale jestem kłębkiem nerwów..
Musialam się wygadać i proszę o rady osób, które patrzą na to z boku, a nie tylko z mojego czy punktu widzenia mojego faceta..