Wesele odbyło się. A co było przed? Pani menadżer z Przyłęska zadaje pytania tydzień przed weselem i to najlepiej zdala od leśniczówki ale sama nie lubi być pytana a zwłaszcza na tematy przygotowania przyjęcia. Zresztą, to co ustali trudno dopilnować skoro jest nie obecna na przyjęciu, bo i po co, wesele samo się dopilnuje lub zrobią to rodzice młodych. Meni owszem podpowie,ale tak aby wykorzystać to co zostało z poprzedniego wesela. Kołduny w rosole to takie, aby goście się nie poparzyli - prosto z zamrażarki ale za to w gorącym rosole. Mięsko do obiadku extra ale to co zostało to już przepadło (miało podobno być podane na poprawiny, ha, ha). Przekąski zimne-niesmaczne, podane bardzo nieestetycznie (u cioci na imieninach wygląda to lepiej). Dania na ciepło-nic do zarzucenia, chyba to że nic nie zostało na poprawiny, poza bigosem setny raz odgrzanym. Ciasta-porażka, z kilkunastu blach ciasta podano zmasakrowane i brzydko pokrojone dwie okropne patery (na 100 osób) do tego nieumyte owoce prosto w koszyczkach z lidla. Barek z alkoholem zalany czerwonym wiinem - nikt nie pokusił się aby zmienić choć raz obrusy. Poprawiny- szkoda że tak daleko od kryjöwki kelnerów bo nogi bolą od nieprzerwanego biegu z prośbą o kolejne dokładki brakującego piwa lub ciasta. I wiele innych uwag, o których nie chcę pisać, ale to i tak już wystarczy. A co na to właściciel? A no nawet go nie widzieliśmy a jest takie przysłowie: pańskie oko.... Sumując BRAK PROFESJONALIZMU, szkoda że moim kosztem i moim wstydem przed gośćmi. Wierzcie mi, może być idealnie, właśnie byłam na takim weselu, ale nie w Przyłęsku.