Zakładam ten wątek, ponieważ od pewnego czasu nie umiem dać sobie ze sobą rady, a jestem ciekawa, czy przypadkiem rozwiązanie problemy nie leży bardzo blisko, tuż pod nosem. Otóż od jakichś 2-3 miesięcy nie jestem sobą. Zaczęło się od zobojętnienia na wszystko, braku energii i złych humorów. Potem płynnie przeszło w odczucie "ładunku emocjonalnego" w sobie, chęci wyładowania wściekłości, płaczu zupełnie bez powodu, negatywnych myśli na swój temat, wiecznych pretensji do mojego faceta. Po przemysleniu sprawy, doszłam do wniosku, że nigdy wczesniej taka nie byłam, złe dni były rzadkością, byłam wiecznie zadowolona, usmiechnięta, dusza towarzystwa i iskra energii.
Nic w moim życiu się nie zdarzyło, co mogłoby wywołać u mnie taki stan, żadne tragedie rodzinne, rozstania, zmiany pracy etc, no nic.
Aż po pewnym czasie doszłam do wniosku, że może to tabletki...biorę od 7 lat Yasminelle [mam 25 lat]. Powiedziałam o moich odczuciach ginowi, zasugerowałam różnież zmianę ich na inne, stwierdził, że poziom hormonu jest w nich tak niski, że nie ma sensu zmieniać i mam brać Asekurellę (co zrobiłam).
Oczywiście nic nie pomogło, nastroje nadal mam, czasem naprawdę mam siebie dosyć. Dodatkowo, jakiś tydzień temu, w połowie opakowania, zaczęłam krwawić, i tak jest w sumie do tej pory....
Wizytę u gina mam wyznaczoną tak czy inaczej, ale jestem BARDZO ciekawa waszych spostrzeżeń na temat tych, czy innych tabletek hormonalnych. Jak sądzicie? Czy jest możliwy tak znaczący i silny skutek uboczny po tylu latach? Czy może szukam łatwego rozwiązania ?