Obecnie rozmawiamy o:

skuteczna dieta

gorący temat

Wesele organizacja

dzisiaj o 1:33

stomatolog

wczoraj o 21:51

Cyfrowe menu

wczoraj o 19:51

Szafa.pl na Facebooku
Ciekawe wątki
Aktywne użytkowniczki

pomaganie jest ludzkie

27 lip 2016 - 00:39:41

Mateusz umiera POMÓŻMY!!!!!
https://www.siepomaga.pl/mateuszvsrak

2 sierpnia zapadnie decyzja, o tym, czy mój jedyny syn, będzie mógł zawalczyć. Moje dziecko umiera! Walczymy z nowotworem, bijemy się razem o każdy dzień, płaczemy razem, kiedy przychodzą złe wieści i cieszymy się, kiedy pojawia się szansa. Teraz jesteśmy przed ostatnią. Mateusz stanął na granicy życia i śmierci a ja, matka, muszę zrobić wszystko, by ze mną został.



Każdego dnia modlę się, żeby to, co się dzieje było tylko podłym koszmarem, żeby nasze dawne, normalne życie toczyło się dalej. Tylko że ten straszny sen nie chce się skończyć, nie mogę się obudzić, a czasu nie mamy już wcale. Byłam matką zdrowego, wspaniałego chłopca, o którego dbałam, jak tylko umiałam, który był dla mnie wszystkim. Teraz jestem świadkiem jego cierpienia i nie umiem mu już pomóc. Do końca życia będę zadawała sobie pytanie, czy gdyby pierwsza diagnoza nie okazał się błędna, Mateusz miałby większe szanse i dzisiaj nie bałabym się tak bardzo.





Choroba pojawiła się nagle, niewinnie jak zazwyczaj. W Wielki Czwartek 3 lata temu, Mateusz skarżył się na ból kolana w lewej nodze. Ponieważ trenował sztuki walki, pomyślałam, że po prostu nadwyrężył nogę na treningu. Właściwie było to takie niewielkie pobolewanie. Zaniepokojona tym, że nic się nie poprawia, zabrałam syna na ostry dyżur. To była pierwsza z wielu straconych przez nas szans. Nie dostaliśmy skierowania na rtg, za to z tubką maści do smarowania, wróciliśmy do domu.



Święta minęły, a ból pozostał. Wróciliśmy do lekarza i tym razem otrzymaliśmy skierowania na badania specjalistyczne. Przypadek zadecydował, że na pierwszy ogień Mateusz trafił do pani profesor w poradni chirurgicznej. Pani doktor miała pewne podejrzenia i na ucho wyszeptała mi, że bóle nocne to częsty objaw nowotworów kości. Znów byliśmy tak blisko rozwiązania. Poszliśmy na rtg kolana, które nie wykazało nic. Zabójczy nowotwór w tym czasie pożerał od środka udo Mateusza! Zdjęcie opisane jako – bez zmian, bo guz się na nim po prostu nie zmieścił. To był najbardziej kosztowny błąd, gdyż wszystkie dotychczasowe objawy spisane zostały na kark bóli wzrostowych, które zwyczajnie należy przetrzymać. Próbowaliśmy tak zrobić. Mateusz chodził do szkoły na silnych lekach przeciwbólowych. W piórniku nosił zwolnienie z lekcji na wypadek, gdy ból będzie nie do wytrzymania.





Mój ukochany synek cierpiał, a ja nie umiałam nic zrobić, nie umiałam odjąć mu tego ogromnego bólu. Domowe metody nie pomagały, więc szukałam pomocy dalej. Kolejny lekarz i zalecenie rezonansu. Badanie zrobiliśmy prywatnie i gdy czekaliśmy na opis, rak, jakby przeczuwając, że lada chwila zostanie rozpoznany, niczym podstępna hydra czająca się w nodze Mateuszka czuła, że już nie jest bezpieczna, a nie zamierzała się poddać. Stałam nad łóżkiem dziecka, dla którego zrobiłabym wszystko i patrzyłam, jak zwija się od bólu, a najgorszy sen miał się dopiero spełnić. Kolejny raz wizyta w szpitalu i błaganie o pomoc. Prosiłam, by Mateusza obejrzał ortopeda. Kiedy mi odmówiono, coś nagle jakby pękło. W tamtej chwili byłam gotowa przewrócić cały szpital do góry nogami. Chciałam ratować swoje jedyne dziecko tak bardzo, że chyba wszyscy w koło zrozumieli, że nie wyjdę do momentu, aż ktoś nie obejrzy Mateusza. Moją determinację i rozpacz spostrzegł stażysta w szpitalu, przedstawił się i zaproponował, że obejrzy zdjęcia. Kilka chwil później stałam w ciszy, analizując każde słowo wstępnej diagnozy.



Nowotwór złośliwy kości, bardzo rzadki. Ogromny guz w całym udzie. Po trzech straconych miesiącach wreszcie wykryto wroga. Modliłam się o zdrowie dla syna, a w zamian dostałam konkretną chorobę – Osteosarkoma – nowotwór złośliwy kości z licznymi przerzutami do płuc – syn może stracić nogę. Pierwsza chemia, druga, kolejna…kolejne litry trucizny przelewające się przez organizm mojego dziecka, zabijające komórki nowotworowe a przy okazji uszkadzające inne narządy. Jednym z bardzo ciężkich powikłań po chemioterapii u Mateusza jest krwotoczne zapalenie błony śluzowej żołądka i nieswoiste zapalenie jelita grubego, które jest już chorobą nieuleczalną. Co czułam? Strach, ogromny, wręcz paniczny strach podsycany przez przerażone oczy mojego dziecka, które ufało mi, nie wiedząc jak bardzo czuję się bezradna. 12 listopada 2013 roku lekarze z Instytutu Matki i Dziecka w Warszawie uratowali nogę Mateusza i wstawili endoprotezę, niestety całkowitą – guz był tak duży, że nie udało się uratować ani stawu biodrowego, ani kolanowego.





Mateusz przeszedł bardzo bolesną rehabilitację. Cierpiał przez wiele tygodni. 13 stycznia 2014 roku lekarze walczyli o Mateusza po raz kolejny, podczas operacji na lewe płuco wycinając aż 25 zmian. 4 marca 2014 roku Mateusz przeszedł operację na płuco prawe, niestety liczne przerzuty sprawiły, że stracił go prawie połowę. Przyszedł czas uspokojenia, względnej stabilizacji, gdy mogliśmy w końcu nieśmiało zacząć żyć normalnie. Mateusz wrócił do szkoły i powoli sklejał swoje rozsypane życie. Jak widać niepotrzebnie, bo cios, który na nas spadł, przerósł moje wyobrażenia, o tym, jak w życiu może być źle. Wznowa w prawym biodrze dopadła go, gdy najmniej się tego spodziewaliśmy. Nowotwór przyczaił się na rok, zmutował, by zaatakować silniejszy, podstępnie i ze zdwojoną siłą. Wszystko zaczęło się od nowa.



Lekarze dają Mateuszowi 10% szans na przeżycie, bo wznowa w kościach bardzo źle rokuje. Mój ukochany synek ma wielki guz w biodrze, który daje przerzuty na kolano. Koszmar zaczął się od nowa. Jedna chemia, druga, kolejna. Guz się nie poddawał. Po tym wszystkim mam teraz stracić mojego chłopca? Wtedy padły słowa, których żaden rodzic nie chciałby nigdy usłyszeć. Hemipelvektomia, czyli amputacja onkologiczna, częściowa resekcja miednicy oraz talerza biodrowego. Czyli obcięcie nogi łącznie z talerzem biodrowym i założenie stomii.





Rak zabiera moje dziecko i mimo że wciąż dajemy radę wyrwać mu życie Mateusza, to okaleczenia są ogromne. Jeśli straci nogę, do końca życia pozostanie mu wózek. Do końca, który może przyjść w każdej chwili. Muszę jeszcze raz zawalczyć o życie syna.



Znalazłam jeszcze jedną, ostatnią już szansę. Lekarze w Wiedniu zoperują Mateusza, bez konieczności usuwania nogi i zakładania stomii. Dla nich , nasza walka nie jest jeszcze przegrana. Dla mnie też nie, bo jestem matką, która będzie walczyła o swoje dziecko do końca. Nie wiem co dalej napisać, bo boję się zakończenia tej historii. Po prostu błagam, pomóżcie Mateuszowi, mojemu ukochanemu, jedynemu synowi.

(zobacz zmiany)



Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2016-07-29 00:06 przez bleki822.

Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.

następna dyskusja:

Zapalenie dziąseł co robić?