Moja babcia parała się zielarstwem. Zaczęła w czasach młodości, kiedy w ich wsi nie było lekarza. Bo po co zesłanym wrogom narodu lekarz? A później zbierała książki poświęcone zielarstwu. Każda roślinka była dokładnie opisana, z ilustracją, kolejne etapy wzrostu, kiedy i jakie części rośliny należy zbierać, na jakie choroby działają, w jakiej formie podawać - napar, wywar, maść, nalewka...
Wyższa szkoła jazdy. Pamiętam jak byłam mała i chodziłam z babcią na "zbiory". łumaczyła mi, czemu tę roślinę bierze, a tej nie... a teraz pamiętam z tego niewiele. Ale wnerwia mnie np moja teściowa, która uważa sie za guru, a korzysta ze śmieciowych poradników i zielonego pojęcia nie ma o ziołach. Ostatnio chciała mnie nauczyć o rumianku, bo podobno głupia jestem i nic nie wiem. Przywiozła mi książkę o masażach, bańkach i zielarstwi w 1. Taka książka o wszystkim, profesjonalne lanie wody. Bardzo się powstrzymywałam, zeby się nie śmiać, kiedy ona zaczęła tego rumianku w owej mądrej księdze szukać i okazało się, że go tam nie ma. Ani słowa Ale ciągle mnie poucza, jakimi ziołami ja mam poić dziecko. i namawia na przestawienie 1,5 rocznego brzdąca na dietę bezglutenową. Ave celiakia. Jak twoje dziecko jej nie ma, zafunduj jej to sama, na własne życzenie.
Dlatego zielarka zielarce nie równa. Zielarstwo do ogrom wiedzy, trzeba się tego uczyć latami, z dobrych źródeł. Zioła to nie zabawka i można poważnie zaszkodzić. Babcia mi kiedyś pokazała ziółko. wystarczy upiec bułeczkę z jego nasionami i poczęstować, by wysłać kogoś do wariatkowa do końca życia