Witam wszystkich.
Właśnie stoję przed perspektywą pierwszej pracy na okres wakacji. Nic wymagającego, luźna posada w sklepie, jako doradca klienta na umowę zlecenie. Oczywiście biorąc pod uwagę, że dopiero zaczynam nie przysługuje mi ani pół dnia urlopu, co jest zrozumiałe, bo niby za co miałabym go dostać?
I tu została rzucona mi kłoda pod nogi. Otóż od kilku miesięcy mam zaplanowany wakacyjny wyjazd na ponad tydzień (a dokładniej dziewięć dni). Od razu uprzedzam: nie, nie mogę z niego zrezygnować, ponieważ jest głęboko zakorzeniony w różne koniunkcje na tle rodzinnym, niestety.
I tu pojawia się pytanie: czy powinnam już teraz na rozmowie bez owijania w bawełnę przyznać się pracodawcy do swojego wyjazdu? Do wyjazdu mam ponad dwa i pół tygodnia, które mogę spokojnie przepracować, a po powrocie nie miałabym problemu od razu stawić się nawet następnego dnia w pracy. Obawiam się jednak, że moje szczere wyznanie na starcie skreśliłoby mnie w oczach pracodawcy. Czy może powinnam w takim wypadku nic nie mówić, podpisać umowę, a zaraz potem złożyć wypowiedzenie (choć wydaje mi się to dość niekulturalne i wolałabym tego uniknąć...)? Oczywiście, jest opcja po prostu po przepracowaniu np., tygodnia poinformować o wynikłej sytuacji i wtedy spróbować się jakoś dogadać, lecz nie wydaje mi się, że zniknięcie świeżego pracownika na bezpłatny urlop zostanie dobrze przyjęte (o ile by mi go przyznano).
Co mam robić? Jestem w tych sprawach zupełnie zielona i nie wiem jak do tego wszystkiego podejść.
Dziękuję z góry za wszelkie odpowiedzi i rady