Żyję w duchu minimalizmu, tyczy się to np wystroju wnętrza czy zawartości szafek kuchennych, ale mam jeden problem. Do sedna. Gdy spodoba mi się jakaś część garderoby kupuję ją x3, mam jakiś dziwny lęk, że jak coś jest "dobre" to warto kupić "na zaś". Nie wiem jaki problem się przez to manifestuje, jakiś syndrom braku zapewne z dzieciństwa. Nie wiem jak z tym walczyć, jak sobie przemówić do rozsądku, że nie jest to konieczne. Może ktoś tak miał i ma dobrą radę. I tak tych dwóch rzeczy z trzech nie noszę, tylko jedną, a widok wszystkiego potrójnie zaczyna mnie dobijać, a zarazem mam lęk, że jak sprzedam czy oddam komuś te rzeczy to nie uda mi się zdobyć już coś tak dobrego. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że jest tyle ubrań na świecie, że niczego mi nie braknie. Jak ogarnąć to szaleństwo?