Nie jestem sklepem internetowym. Sprzedaję/wymieniam rzeczy, które nagromadziłam w ciągu kilku lat, a których nie noszę, niektórych nawet razu nie miałam na sobie.
Sytuacja wygląda tak, że wpadł mi w oko piękny, złoty pierścionek i nie mam na niego kasy. Może zostać sprzedany w każdej chwili, tamten sprzedawca nie będzie czekał, aż uciułam... wiadomo- pojedyncza rzecz, kto pierwszy ten lepszy... Aby zachęcić do zakupów u mnie (przyspieszyć zebranie kasy) postanowiłam zrobić promocję. Hasło jest takie a nie inne bo nie miałam pomysłu na żadne sensowne, górnolotne, a że akurat wypadał dzień kota to wrzuciłam takie... zresztą po kiego sensowne i górnolotne hasło do promocji... XD. Przykładem faktycznie były dla mnie sklepy internetowe- jeśli ktoś zawodowo zajmuje się handlem i cyklicznie organizuje takie akcje to znaczy, że coś to daje...
Rabat naliczam niezależnie od tego, czy hasło padło przed czy po kliknięciu kup. Jeżeli jako sprzedająca organizuję taka akcję to mam obowiązek się z niej wywiązać. Warunki upustu są dwa- hasło i termin. Cała reszta jest rozpatrywana na korzyść kupującej.
Minusy, plusy... nie rusza mnie to. Za to zastanawia mnie jak to jest, że na olx, gdzie nie ma komentarzy i generalnie ciężko zweryfikować uczciwość sprzedawcy poszło kilka rzeczy za 100% ceny, a tu póki co ani jedna za 80%. Generalnie dla mnie to lepiej, ale mój zmysł logiczno-ekonomiczny właśnie wyrżnął pięknego orła i zarył dziobem w glebę. Ale to nic, podniosę się, otrzepię piórka i mam nadzieję, że niebawem będę błyszczeć nowym świecidełkiem na palcu