Wątek sprzed roku ale też się wypowiem Mam w rodzinie mamusię, która nie tyle co na wszystko pozwala swojemu dziecku ale nie pozwala mu na nic(!!), lub ma ograniczony dostęp do niektórych zabawek. Np. Kiedy dziecko bawi się na podwórku to nie może dotykać,kamieni, piasku, ziemi, nic kompletnie nic. Najlepiej jakby siedziało razem z nią na ławeczce. Nie może bo będzie miało brudne ręce. I kiedy dziecko jednak weźmie coś i wybrudzi sobie ręcę to mamusia "No i widzisz jakie masz brudne rączki teraz?" a dziecko w płacz, wystraszone patrzy na rączki bo myśli,że brudne ręcę są czymś złym i dziecko się boi. Inna sytuacja to brak dostępu do kredek. dziecko nie może sobie porysować bo mama "chowa kredki wysoko". Masakra.
Zabawki pochowane bo rzuca nimi więc mamusia w ogóle nie daje się bawić. Bajka w telewizji raz na jakiś czas, a jak dziecko przyjedzie do nas i widzi bajkę to totalna hipnoza bo nie ma tego w domu. U mnie w domu jak wyciągnie plasto ciasto z szafki to mamusia od razu nerw wypisany na twarzy i rozkazuje nam(!!) schować to plasto przed nim. No tak nie w swoim domu a rozkazy, nakazy. Cukierek teraz nie bo dziś już zjadłeś dwa, lizak nie bo za godzinę obiad itd. Istna masakra.
Ciągle nie bierz tego, zostaw to. Dla mnie to chore.
Podsumowując nie wiem co gorsze czy pozwalanie dziecku na wszystko czy nie pozwalanie mu na nic. Takie dziecko nie może nic, a co idzie za takim wychowaniem? Ucieka, krzyczy, robi wszystko na złość, rzuca wszystkim. Teraz wspomniana mama urodziła drugiego chłopca więc los go czeka taki sam