Jestem typową mamą, od czasu narodzin dziecka jestem z nim w domu. Wcześnie byłam czynna zawodowo. Mała kończy niedługo 3 lata i idzie do przedszkola więc postanowiłam, że wrócę do pracy. Z racji tego, że mieszkam w małej wiosce gdzie na dłużej pracy nie znajdę pomyślałam o przeprowadzce, choć nie tylko z tego powodu.
Po ślubie popełniłam największy błąd życia i zgodziłam się na mieszkanie z teściami. Teraz mam wrażenie, że tu utknęłam. Mąż nie chce się przeprowadzić, zawsze znajdzie powód by zostać u rodziców. Jest mu tu wygodnie, nie musi płacić,zawsze ktoś w domu, dziecka przypilnuje itp. Ja z teściową jak to z teściową, wole zachować dystans, bo wiem że jest w obec mnie fałszywa. Moi rodzice nie lubią się z teściami więc wcale mnie nie odwiedzają, co jest dla mnie przykre. Zostaje też kwestia rodziny męża, której przeszkadza, że tu mieszkamy. Nie raz słyszałam już obelgi na swój temat. Choć tak naprawdę nie chce tu mieszkać to wszyscy myślą, że chce zagarnąć dom dla siebie. Przez napięcie w domu często kłócę się z mężem, mam wrażenie że on mnie nie rozumie. Od jego brata usłyszałam że jestem kurw* na pieniądze tylko dlatego że powiedziałam że mam dość sytuacji w domu. Zaraz zaczęła się awantura czego się nie wyprowadzę, bo i tak to wszystko będzie jego. Nie wiem jak mam rozmawiać o tym z mężem. Kiedyś świetnie się dogadywaliśmy, ale przez jego rodzinę mam dość wszystkiego.
Samej nie stać mnie na wynajem mieszkania, bo dopiero planuje powrót do pracy. W przypływie złości powiedziałam mężowi, że albo będzie płacił za mieszkanie, albo będzie płacił alimenty.
To że zostanę z dzieckiem w domu to była wspólna decyzja, a teraz mam wrażenie że ma mi za złe bo wymagam od niego aby zapłacił za to czy za tamto.
Od wszystkich słyszę, że jeśli jeszcze trochę tam pomieszkamy to się rozejdziemy. Nie będziemy w stanie wytrzymać tej presji...