Obecnie rozmawiamy o:

informacje o żywieniu

gorący temat

skuteczna dieta

20 minut temu

produkty do domu online

godzinę temu

Prostowanie włosów

dzisiaj o 7:12

hurtownia elektryczna

wczoraj o 22:38

Szafa.pl na Facebooku
Ciekawe wątki
Aktywne użytkowniczki

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:18:59

Hej,na pewno jest tutaj dużo mam. Znacie jakieś wierszyki,opowiadania gdzie jest dość dużo wyrazów dźwiękonaśladowczych? Chodzi o coś takiego jak jest np.w Lokomotywie- nagle świst,nagle gwizd,trach bach i tego typu rzeczy :D Opiekuję się pewnym chłopcem i zauważyłam,że podobają mu się takie wierszyki i chciałabym coś mu przygotować. Polecicie jakieś?:)
*Proszę przynajmniej o podbijanie*

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:20:08

wypozycz Antologie poezji dziecięcej - tam sporo tego
mnie do głowy przychodzi tylko wymieniona przez Ciebie Lokomotywa

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:23:00

A może po agielsku?:D

She sells sea shells on the sea shore;
The shells that she sells are sea shells I'm sure.
So if she sells sea shells on the sea shore,
I'm sure that the shells are sea shore shells.

Polskie:

Rączki klaszczą klap, klap, klap
Nóżki tupią tup, tup, tup
Tutaj swoją główkę mam
A na brzuszku bam, bam, bam
Tutaj uszy mam
Oczy patrzą tu i tam
Buzia robi am, am, am
A na nosku sobie gram!

Jedzie pociąg - fu, fu, fu
Trąbka trąbi – tru, tu, tu
A bębenek - bum, bum, bum
Na to żabki - kum, kum, kum...
Woda z kranu - kap, kap, kap
Konik człapie - człap, człap, człap
Mucha brzęczy - bzy, bzy, bzy
A wąż syczy - sss, sss, sss...

Zegar na kominie, od lat z tego słynie,
że gdy coś się stanie, słychać wnet bimbanie: bim bam x3
Gdy raz Olek rano, stłukł sobie kolano,
zegar, czy wierzycie, zaczął zaraz bicie: bim bam x3
A gdy małej Zosi, usiadł bąk na buzi,
to zaraz bimbanie powiedziało mamie: bim bam x3
Kiedy dziadek Klary, zgubił okulary,
to zegar od razu, bimbał bez rozkazu: bim bam x3
A znów kiedy babcie pogubiły kapcie,
to zegar zmartwiony, bimbał niestrudzony: bim bam x3
Martwi się rodzina, jakaż to przyczyna,
zegarowi każe bimbać według zdarzeń.
Dzisiaj wcześnie rano, fachowca wezwano,
by zegar naprawił, mechanizm ustawił.
I teraz kolego, zegar słynie z tego,
że bimba rodzinie kwadrans po godzinie.

Spotkał katar Katarzynę- A psik!
Katarzyna pod pierzynę- A psik!
Sprowadzono wnet doktora- A psik!
„Panie jest na katar chora”- A psik!
Terpentyną grzbiet jej natarł- A psik!
A po chwili sam miał katar- A psik!
Poszedł doktor do rejenta- A psik!
A to właśnie były święta- A psik!
Stoi flaków pełna micha- A psik!
A już rejent w michę kicha- A psik!
Od rejenta poszło dalej- A psik!
Bo się goście pokichali- A psik!
O tych gości znów ich goście- A psik!
Że dudniło jak na moście- A psik!
Przed godziną jedenastą- A psik!
Już kichało całe miasto- A psik!
Aż zabrakło terpentyny- A psik!
Z winy jednej Katarzyny- A psik!

CO MÓWIĄ ZWIERZAKI?

Co mówi bocian, gdy żabę zjeść chce?
Kle kle kle
Co mówi żaba, gdy bocianów tłum?
Kum kum kum
Co mówi kaczka, gdy jest bardzo zła?
Kwa kwa kwa
Co mówi kotek, gdy mleczka by chciał?
Miau miau miau
Co mówi kura, gdy znosi jajko?
Ko ko ko
Co mówi kogut, gdy budzi w kurniku?
Ku ku kukuryku
Co mówi koza, gdy jeść jej się chce?
Mee mee mee
Co mówi krowa, gdy brakuje jej tchu?
Mu mu mu
Co mówi wrona, gdy wstaje co dnia?
Kra kra kra
Co mówi piesek, gdy kość zjeść by chciał?
Hau hau hau
Co mówi baran, gdy jeść mu się chce?
Bee bee bee
Co mówi ryba, gdy powiedzieć chce?
Nic! Przecież ryby nie maja głosu.

KURNIK Z GRZĘDĄ
Na podwórzu dziś zebranie,
Są panowie i są panie.
Wszyscy radzić dzisiaj będą,
Czy budować kurnik z grzędą.

Kaczki kwaczą: kwa kwa kwa,
Zbudujemy go raz – dwa.
Świnki kwiczą: kwi kwi kwi,
Zbudujemy kurnik w mig!

Konik na to: I–ha–ha, i-ha-ha,
Ja stajenkę swoją mam.
Po co więc budować coś.
Czy przybędzie do nas gość?

-Nie bądź taki, gę – gę – gę –
Zagęgała tłusta gęś.
-Dzisiaj kury tu przybędą,
musi być ten kurnik z grzędą!

Kaczki znowu: kwa kwa kwa,
Zbudujemy go raz – dwa.
Świnki kwiczą: kwi kwi kwi
Czy w kurniku będą drzwi?

Konik na to: I–ha-ha, i-ha-ha,
Koń najwięcej siły ma.
Jeśli kury tu przybędą,
Będzie kurnik z piękną grzędą.

Tak zwierzęta zbudowały
Dla kur z grzędą kurnik mały.
Kury na to: ko ko ko,
Piękny dom, nie ma co!

Do środeczka zapraszamy,
Poczęstunek dla was mamy.
Kaczki kwaczą: kwa kwa kwa,
Zjemy ziarno tak tak tak.

Świnki kwiczą: kwi kwi kwi,
My mieszankę zjemy w mig!
Konik woła: i-ha-ha, i-ha-ha,
Ja na proso chętkę mam!

Gąska na to: gę gę gę,
Ja na trawkę też mam chęć.
Kurki gdaczą: ko ko ko, Każdy z was to miły gość!

Nie wiem czy o takie chodziło, wpisz w google wierszyki dźwiękonaśladowcze, pełno jest propozycji :)

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:23:08

Hm,znajdę to w bibliotece dla dzieci i młodzieży?
Czytałam mu jeszcze "Pan Tralalinek", "Ptasie Radio",ale to te najbardziej znane i po przeczytaniu ileś tam razy mogą się znudzić, dlatego szukam czegoś świeżego ;)
Ooo vixen89 dzięki Ci bardzo, pomogłaś mi,zawsze to kilka nowych pozycji :D
Po angielsku niestety odpada,bo chłopiec jest niepełnosprawny i nie zawsze rozumie nawet po polsku..



Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2011-06-24 14:24 przez ecri16.

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:26:28

piosenka o deszczu;kap kap, wpisz sobie też w google wierszyki rozwijające mowę lub zabawne

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:27:59

Cytat
ecri16
Hej,na pewno jest tutaj dużo mam. Znacie jakieś wierszyki,opowiadania gdzie jest dość dużo wyrazów dźwiękonaśladowczych? Chodzi o coś takiego jak jest np.w Lokomotywie- nagle świst,nagle gwizd,trach bach i tego typu rzeczy :D Opiekuję się pewnym chłopcem i zauważyłam,że podobają mu się takie wierszyki i chciałabym coś mu przygotować. Polecicie jakieś?:)
*Proszę przynajmniej o podbijanie*

Może nie tyle dźwiękonaśladowcze, choć momentami też - moi chłopcy uwielbiają te wierszyki-opowiadania.


Raz wróbelek Elemelek znalazł w polu kartofelek.
Nie za duży nie za mały do jedzenia doskonały.
Lecz ziemniaki na surowo jeść nie miło i nie zdrowo...
Znacznie lepsze będą one gdy zostaną upieczone.

Skrzesał iskrę Elemelek, suche liście wokół ściele,
dwie gałązki kładzie blisko i już pali się ognisko...
A kartofel, czy czujecie? Tak prześlicznie pachnie przecież,
tak kusząco się nadyma, że nie sposób wprost wytrzymać!
Nie wytrzymał Elemelek, chce wyciągnąć kartofelek.
A, jaj, jaj! Macha łapka Elemelek, a na łapce ma bąbelek...
Choć nie wielki bąbeleczek, jednak boli, jedna piecze.
W lesie leśna jest apteka, Elemelek więc nie zwleka.
Wznosi skrzydła, mówi - Lecę - i za chwilę jest w aptece.
A w aptece siedzi wrona, bardzo mądra i uczona,
w czystym, białym jest fartuchu, trąbkę trzyma tuż przy uchu,
bowiem jest troszeczkę głucha.
- Chciałbym maść na oparzenie.
- Chę? Dać coś na przeczyszczenie?
- Weź olejek rycynowy, jutro brzuszek będzie zdrowy.
- Ach nie brzuszek wrono miła, łapka mi się poparzyła
- i wyskoczył brzydki bąbel.
- Plombę? W ząbek włożyć plombę?
- Lecz, cóż, choć mam leków trzysta plombę musi dać dentysta...
Więc wróbelek trudna rada, hyc, wskakuje na stół, siada
i wyciąga wprost do wrony swój pazurek oparzony.
Obejrzała wrona palec, z każdej strony doskonale.
Przyłożyła siemię - lniane i kazała pić rumianek,
bo to ziółko znakomite...
Wypisała potem kwitek, grzecznie mówiąc:
Bardzo proszę wpłacić w kasie cztery grosze.
Trzymał się ten bąbelisko chyba coś przez trzy dni blisko.
Lecz się w końcu zląkł okładów i gdzieś wyniósł się bez śladu.

Teraz jeśli Elemelek piecze sobie kartofelek
to cierpliwie z boku czeka, kiedy ziemniak się przypieka.

Hanna Łochocka
AK WRÓBELEK ELEMELEK ZAMIESZANIA ZROBIŁ WIELE



Do wróbelka w któryś wtorek przyszło pismo dosyć spore, na klonowym barwnym liściu nakreślone zamaszyście:

Teatralny zespół myszek
Daje dzisiaj przedstawienie
Więc prosimy, żebyś przyszedł
I obejrzał nas na scenie
Gramy w lasku modrzewiowym
Wolny wstęp. Strój wizytowy.



Elemelek się ucieszył, choć go ten dopisek speszył. Nawe sobie z lekka wzdychał:

— Wizytowy strój? Do licha! Trzeba znowu umyć szyję, choć we wtorki jej nie myję. Piórka strzepnął i odświeżył, włożył krawat i kołnierzyk, wdział czapeczkę czy berecik, do modrzewi szybko leci.

Jest w modrzewiach ścięty pieniek. Na tym pieńku jak na scenie będzie grało mysie grono. Już kulisy ustawiono, na kurtynę, oczywiście, najbarwniejsze wzięto liście.

Widzów zeszło się niemało. Widać ptaków grupkę całą, przyszedł jeż, kret i wiewiórka, nie brak też młodego szczurka, który mamie z domu uciekł w jednym kapciu, w drugim bucie. Elemelek w pierwszym rzędzie czeka, co tu dalej będzie.

Rozsunęła się kurtyna, przedstawienie się zaczyna. Jakiż piękny mysi pałac! Jaka sala, lśniąca cała! W niej na tronie i w koronie król się rozsiadł na ogonie, a królowa swój wąs głaszcze
i okrywa łapki płaszczem. Królewienka, mysia córka, niesie bukiet w dwóch pazurkach,
za nią panie i panowie... Nie, wszystkiego nie opowiem!

Gra orkiestra, a na salę zgrabnie wbiega mysi balet. Tancereczki z sierścią szarą tańczą przed królewską parą. Miga wąsik, łapka miga i sukienka niby fryga wkoło się obraca rączo. To się myszki w krąg połączą, to na palcach w lewo, w prawo pomykają... Brawo, brawo!

Huczne brawa słychać wszędzie. Elemelek w pierwszym rzędzie klaszcze w skrzydła, wokół zerka, raz podskoczy, raz zaćwierka, w zachwyceniu oczy mruży, wreszcie - nie usiedział dłużej!

Pobiegł w przód, na scenę wyszedł i już tańczy pośród myszek. Tę okręci, tę potrąci, tamtą skrzydłem popchnie w kącik, a najmniejszej myszce burej dosyć mocno zgniótł pazurek.

Rwetes, gwałt i zamieszanie. Piszczą strojne dworskie panie, królewienka, gubiąc kwiatki,
z płaczem tuli się do matki, drży królowa, a na tronie król załamał mysie dłonie...

Elemelek roztańczony wciąż się kręci w różne strony, aż chwyciła go wiewiórka i ściągnęła
w dół za piórka.

— Elemelku, czy masz bzika, żeś w teatrze się rozbrykał? Któż tak robi? Fe, niemiło! Pomyśl tylko, co by było, gdyby tak publiczność cała szła na scenę i grać chciała?

Elemelek kiwa głową.

— Święta racja, daję słowo! Cóż, przeprosić myszy muszę. Muszę zanieść też kwiatuszek tej najmniejszej myszce burej, której zgniotłem dziś pazurek... Gdy się zgodzi Zespół Myszek, abym znów na scenę wyszedł, to za jakieś dwa tygodnie zatańczymy wszyscy zgodnie. Obiecała dzika kaczka dać mi lekcję krakowiaczka, a perliczka z piórem w kropki będzie uczyć mnie galopki, hop, hop!



ELEMELEK Z WROGIEM TOCZY BOJE SROGIE



Czy widzicie Elemelka, jak się kręci po kafelkach przy basenie, który wreszcie zbudowano
w naszym mieście?

Basen z lewej, głębszej strony jest dla starszych przeznaczony. Z prawej, gdzie dno płytkie świeci, mogą nawet małe dzieci kąpać się i chlapać w wodzie całe lato, choćby co dzień.

Elemelek z boku przysiadł: ratownikiem chce być dzisiaj. Któreś dziecko przecież może potknąć się i, nie daj Boże, łyknąć wody. Wtedy właśnie Elemelek głośno wrzaśnie, wezwie pomoc swoim krzykiem:

— Tak, tak! Będę ratownikiem!

Przymknął oczy. A tymczasem dzieci bawią się z hałasem wielką piłką. Pluski, wrzawa...

Nagle — co to? Sen czy jawa? Jakiś potwór dziwnych kształtów skacze w wodzie. Rety, gwałtu! Ptaszek oczom wprost nie wierzy. Potwór zęby groźnie szczerzy, macha łapą, grzbiet wypręża... Coś z jaszczurki ma, coś z węża. Ach, wąż morski, smok, poczwara! Wszystkie dzieci pożre zaraz!

Ptaszek porwał się z szelestem.

— Ratownikiem przecież jestem. Jeśli ostro się zabiorę, radę sobie dam z potworem.

Lecz nieduże są wróbelki, a ten potwór strasznie wielki. Jak uderzyć w pysk rozwarty? Taka paszcza to nie żarty!

— Trzeba zacząć od ogona, sprawa będzie ułatwiona. Biada ci, potworze, biada!

Na ogonie ptaszek siada, dziobem wali go, jak może. Na potworze sterczy rożek, przy nim sznurek czy łańcuszek.

— Za łańcuszek złapać muszę, szarpnąć bestię, szybko wzlecieć i odciągnąć ją od dzieci.

Już łańcuszek trzyma w dziobie, łapką też pomaga sobie. No i patrzcie: bestia taka ciągnąć daje się przez ptaka, przez małego Elemelka!

Szczeknął jamnik do pudelka:

— Spojrzyj! Jeśli się nie mylę, wróbel walczy z krokodylem? Struchlał biedny Elemelek. Myśli:

„Tego już za wiele! To krokodyl?! A niechże cię! Opowiadał bocian przecież, jak w Afryce, gdzieś nad Nilem, raz się spotkał z krokodylem. Kto żyw tylko, ten umykał, bo krokodyl wszystkich łykał".

Ale, choć go strach obleciał, wróblik wspomniał znów o dzieciach:

— Skoro jestem ratownikiem, to nie cofnę się przed nikim! Dzieci w piłkę grać przestały.
Czy być może? Ptaszek mały na

ogonie krokodyla skacze, wznosi się co chwila, trzepie skrzydłem, lecz łańcuszka z łap
i z dzioba nie wypuszcza. Wtem kołeczek szmyrgnał w górę, wróbel dziobem trafił w dziurę, coś syknęło, zaświstało...

Co to się właściwie stało?

To krokodyl, bestia wielka, dmuchnął tak na Elemelka swym ogonem: prosto w dziobek! Elemelek tym sposobem wylądował na kafelkach, niedaleko od pudelka, przestraszony
i spocony.

A krokodyl, zwyciężony, syknął jeszcze raz i drugi i rozciągnął się jak długi. Groźne zęby schował w paszczy, jak naleśnik się rozpłaszczył, niepodobny do potwora, tylko do miękkiego wora

— Brawo, ptaszku! — rzekł pudelek. Skromnie ćwierknął Elemelek:

— Choó walczyłem w czoła pocie, lecz przesadził trochę bociek: nie tak straszny jest krokodyl. Dałem tego dziś dowody!



ELEMELEK I PRECELEK



Raz wróbelek Elemelek miał ochotę na precelek: w kształt ósemki zakręcony, drobnym maczkiem przyczerniony. Lecz gdzie znaleźć przedmiot taki? Nie sprzedają precli ptaki! Cała ptasia rzesza wielka nie potrafi piec precelka...

— Do miasteczka się wybiorę, jarmark jest tam w każdy wtorek; a gdy jarmark się odbywa, nie zabraknie też pieczywa.

Oto stragan jest niewielki, na nim strucle i precelki. Ale jak ten przysmak dostać? Sprawa to nie taka prosta: trudno ptaszkom o gotówkę!

Elemelek skłania główkę, strzela jednym, drugim okiem, potem się okręca bokiem, rozpościera skrzydła oba... Tak kupcowej się spodobał, że rzuciła mu precelek.

— Macie, wróble, na wesele!

Hej, to gratka jest nie lada! Elemelek głowę wkłada w precelkową krągłą dziurę i chce
z preclem frunąć w górę. Lecz ktoś inny w tejże chwili z drugiej dziurki się wychylił. Jakiś wróblik szary, mały, też łakomy, też zgłodniały trzepiąc skrzydłem cienko wrzaśnie:

— To mój precel!

— A mój właśnie!

— Ja już przedtem tu czekałem!

— Ja na własność go dostałem ?

— Zmykaj stąd, ty nic dobrego!

— Zabierz głowę!

— Jeszcze czego!

— Precz, rabusiu, łakomczuchu!

— Precz, brzydalu, karaluchu!

Z tej ósemki precelkowej sterczą dzioby dwa, dwie głowy: każdy dziobek ćwierka, krzyczy, każdy ptak się rozindyczył. Ludzie stają przy straganie, rozbawieni niesłychanie; śmiechy słychać i okrzyki:

— Ot, zadziorne koguciki! Jak się to kotłują w piachu! Napędzono wróblom strachu
i czmychnęły w inną stronę, wciąż

precelkiem połączone, by siąść wreszcie gdzieś na sośnie, dysząc ciężko i żałośnie. Dzięcioł wyjrzał zza gałęzi.

— Dobrze panom w tej uwięzi? Jeśli chcecie, to rozkuję.

— Tak, tak! Niech pan popróbuje.

Dzięcioł ma naturę zacną. Pacnął lekko, mocniej pacnął, pacnął trzeci raz niezgorzej i wpół przeciął im obrożę. Już na obu kawalerach nie ósemka, ale zera.

Znad dwóch kółek, znad dwóch zerek do wróbelka rzekł wróbelek:

— Straciliśmy obaj głowy w tej rozprawie precelkowej i wynikła ptasia draka.

— Właśnie! Nieprzyjemność taka! Lepsza zgoda!

— Koniec z hecą!

— Wstyd mi, żem się uniósł nieco...

— Przyjmij pan wyrazy żalu, że nazwałem cię „karaluch". Potem zjadły oba koła, zaprosiwszy też dzięcioła. Każdy grzecznie

precel zjadał: nie swój własny, lecz — z sąsiada...



JAK WRÓBELEK, NIEBOŻĘ, SIADŁ NA WENTYLATORZE



Czas pogodny, więc w niedzielę zwiedzał miasto Elemelek. Przed kawiarnią, na tarasie, sporo ludzi jest w tym czasie. Nieraz ziarnko cukru zleci lub okruszek rzucą dzieci. Gdy poskaczesz przy stolikach, głód natrętny szybko znika.

W głębi widać sklep. Za ladą coś sprzedają, w paczki kładą. Pięknie pachnie... Są pierniki, ciasta, różne smakołyki. Elemelek próg przekroczył, w lewo, w prawo zwraca oczy, tu podfrunął, tam podreptał, mało go ktoś nie rozdeptał.

— Gdzieś wysoko siądę, z boku, bo zaduszą mnie w tym tłoku!

Oto widzi dziurę w murze i dziwnego coś w tej dziurze: niby wielka koniczyna czterolistna. Nie nowina, że to dobry znak, szczęśliwy. Ptaszek więc niefrasobliwy na tym liściu metalowym siadł wygodnie. Kłopot z głowy! Teraz można tu bezpiecznie siedzieć sobie, choćby wiecznie.

Elemelku, ech, niebożę: siadłeś na wentylatorze!

No i już za chwilę małą coś dmuchnęło, zabrzęczało, koniczyny cztery Ustki poruszyły się ze świstem, zatoczyły koło wielkie razem z ptaszkiem Elemelkiem, ptak wyleciał niczym
z procy, chciał zawołać: Och, pomocy! Lecz nie zdążył. Z wielką siłą rymnął w coś,
co pachnie miło.

A w cukierni rojno, gwarno, ludzie się do ciastek garną; z boku, w pudłach tekturowych, uchylonych do połowy, stoją torty zamówione. Nikt nie spojrzał w tamtą stronę i nie widział, że gdzieś z góry spadł kłębuszek szarobury.

Elemelek ze zdziwieniem patrzy: czy to klomb, czy wieniec? Piramidka owocowa (w niej, jak w gniazdku, ptak się schował), dalej krąg brązowy, gładki, a na brzegu różne kwiatki, jakieś dziwne zawijasy i orzeszki, i frykasy...

Wtem usłyszał lekki, prędki krok panienki, ekspedientki. Wróbel w pióra kryje głowę: jak się wymknąć tej sklepowej ? Lecz panienka owa miła bardzo dzisiaj się spieszyła: nie spojrzała, pudło wzięła i przykrywką je zamknęła.

Nie opiszę, nie opowiem, co z pokrywką tą na głowie przeżył biedny Elemelek w ciemnym pudle w tę niedzielę. Ile wstrząsów i przechyleń, i kołysań różnych ile, przy tym duszno tak,
u licha, że wprost nie ma czym oddychać!

Odbył podróż dość daleką. Wreszcie z pudła zdjęto wieko. Tort, poprzednio zamówiony, mąż dziś przyniósł dla swej żony. Są też goście tej niedzieli. Gdy spojrzeli — oniemieli. Czy to żart, czy moda taka? Wśród owoców — głowa ptaka!

— Ptaszek żywy, proszę pana? Może główka jest wypchana?

Nachylone twarze, oczy... Struchlał wróbel, ćwierknął, skoczył. Krzyk się podniósł w różnych tonach. Kulka szara, oblepiona tu okruchem, tam owocem, nagle skrzydłem zatrzepoce widząc okno uchylone i odfruwa w tamtą stronę.

— Jakie szczęście! Ach, swoboda! Widok drzewa sił mi dodał. Na gałęzi siądę sobie i z tych ozdób się oskrobię.

Nie trudźże się, Elemelku! Bo już inni z chęcią wielką, z przyjemnością i ochotą piórka twoje czyszczą oto.

Miły stryjek Hulajdusza krótkim dziobem żwawo rusza. Jego żona Hulajnoga i córeczka Olaboga wróbelkowe skubią nóżki i zdziobują z nich okruszki. Trafi się też w szarych piórkach i pomarańczowa skórka!

— Ale świetne! Mniam! Pyszności! Pięknie kuzyn nas ugościł! Może by tak co niedzielę?

— Nie, dziękuję! — rzekł wróbelek.



O KWOCZCE W KOSZYKU I SMOCZYM JĘZYKU



Przy kurniku spory koszyk ustawiono dla kokoszy, pełen jajek, z każdej strony miękką słomą wymoszczony. Niby gładko, ale przecież coś kokoszkę z boku gniecie. Wstaje kwoczka, pióra stroszy, gdacze, patrzy na swój koszyk i przy brzegu, pośród słomy, widzi przedmiot nieznajomy.

— A to co to, a to co to? Wiedzieć chciałabym z ochotą! Biegły właśnie dwa szczeniaki, dwa jamniki łobuziaki. Że przy

ludziach dużo siedzą, sporo widzą, sporo wiedzą. Popatrzyły, zaszczekały :

— Smoczek, smoczek, smoczek mały!

Słyszał wszystko Elemelek. Wszędobylski ten wróbelek przybył dziś w nieznane strony do gąski zaprzyjaźnionej. Po obfitym jest obiedzie, na kurniku teraz siedzi i przygląda się ciekawie tej niezwykłej kurzej sprawie.

— Mały smoczek? Ładne rzeczy! Wnet urośnie, któż zaprzeczy? Gdy się stanie dużym smokiem, połknie jajka, pożre kwokę i znajomą moją gąskę spałaszuje na przekąskę. A któż, mówiąc między nami, lepiej walczy ze smokami niż ja, wróbel?

I z wysoka skoczył na dół. Widzi kwoka ze zdumieniem, z oburzeniem, jak piskliwe
to stworzenie szasta się po jej koszyku, sporo przy tym robiąc krzyku.

— Smoczy język, tak, różowy! I czerwony kawał głowy, czyli raczej smoczej paszczy! Smok zapewne się rozpłaszczył pod tą słomą. Jeszcze mały, lecz ma jęzor okazały. Cóż mi takie tam smoczęta? Z większym starłem się, pamiętam!

Elemelek zamknął oczy, dziobnął mocno w język smoczy i choć strach go w kleszcze chwyta, dziobie dalej, nic nie pyta, aż skorupka jedna, druga pękła. Cieknie żółta smuga, może smocza krew? Tym lepiej! Ptak skrzydłami wokół trzepie, puch, pach! Kwoczka, osłupiała,
z odrętwienia się wyrwała i wrzasnęła:

— Rozbójniku! Jaj natłukłeś mi bez liku! Aby inne wysiadywać, w jajecznicy muszę pływać. Huzia! Zmykaj gdzie pieprz rośnie f

Elemelek pisnął głośniej, bo dziób kury rozsierdzonej w grzbiet go stuknął i w ogonek. Więc wróbelek skrzydła pręży i wyrwawszy smoczy język, nad altankę szybko leci.

Zobaczyły zaraz dzieci, że żółtawy jakiś ptaszek niezbyt zgrabnie spadł na daszek
i podskoków zrobił parę.

— Patrzcie, uciekł nam kanarek! A cóż to mu z dziobka wisi? Chyba smoczek małej Krysi?

Przy altance jest drabina.

— Chodźcie, ja się pierwszy wspinam. Trzeba złapać go koniecznie, tu dla niego niebezpiecznie.

Prawda, prawda! Bo tymczasem nadleciały już z hałasem wróble, sroka, nawet wrony i na różne krzyczą tony:

— Ho, ho, żółtek! Chory może na żółtaczkę, nie daj Boże? Oddaj to, co w dziobie niesiesz! Ktoś ty taki? Wynośże się!

Sroka, znany złodziejaszek, zbadać chce, co przyniósł ptaszek: o wróbelka się oparła, lewe skrzydło mu otarła. Elemelek prędko wzleciał i przycupnął tuż przy dzieciach, które właśnie znad drabiny ukazały swe czupryny.

Patrzą dzieci: dobre sobie! Ptaszek, ten ze smoczkiem w dziobie, ten, zdawało się, kanarek, piórka bure ma i szare z lewej strony. Prawa strona pięknie za to przyżołcona. Może jakieś skrzyżowanie dwóch gatunków?

— To mieszaniec! To nie nasz Kacperek miły!

Elemelek zebrał siły, umknął dzieciom, umknął ptakom, poszybował wprost ku krzakom, gdzie się wreszcie pozbył lęku. Zatknął zdobycz swą na sęku, przyjrzał jej się, spuścił oczy, westchnął:

— To nie język smoczy. Choć różowy, wydłużony, lecz na kółku jest czerwonym. Wygłupiłem się, niestety... Zbiłem jajek pięć, o rety! Eh, nie trzeba być ciekawym i pchać dzioba w cudze sprawy!

Skąd się smoczek małej Krysi w koszu wziął, nie wiem do dzisiaj. Czy przyniosły go szczeniaki, czy po prostu traf to taki?

Miał wróbelek dosyć długo prawe skrzydło z żółtą smugą. Ten i ów z tej okolicy mruknął:

— Wróbel w jajecznicy!



JAK TO NIKT PRZY EGZAMINIE BYLE CZYM SIĘ NIE WYWINIE



Nie ćwierkanie, nie zabawy, w głowie dziś poważne sprawy! Młodym ptaszkom zrzedły miny, bo za pasem — egzaminy. Chociaż pilnie sezon cały na naukę uczęszczały, dziś niektórym cierpnie skóra: jak wypadnie ich cenzura?

Przełożona, pani sowa, nie za bardzo jest surowa. By pochwalić się uczniami, zaprosiła na egzamin starsze ptaki z barwnym piórkiem, płowe myszy i wiewiórkę. Przyszły także dwa zające. Bo egzamin jest na łące, pośród krzewów. Polna grusza gałązkami lekko rusza.

Elemelek na ostatku odpowiada. Dosyć gładko czyta, pisze — wcale, wcale! Język wróbli zna wspaniale, więc pomylić się nie może. Z rachunkami poszło gorzej i popełnił małe grzeszki, kiedy dodać miał orzeszki. Ale za to popis śliczny w wychowaniu dał fizycznym: różne skoki i fruwanie, skrzydełkami trzepotanie, kąpiel w piasku i tak dalej... Wszyscy zgodnie mu klaskali.

Teraz jeszcze obcy język. Kto w przedmiocie tym zwycięży? Sikoreczki po kosiemu, kosy znów po drozdowemu śpiewać mają wierszyk mały. Młode sójki zaś wybrały gołąbkowy głos: gruchanie, choć niełatwe to zadanie.

A wróbelek? Mówiąc szczerze tremę ma, aż litość bierze. Bo powiedział przed miesiącem,
że głosiki te gwiżdżące, te drozdowe albo kosie, on ma, z przeproszeniem, w nosie.

— Gdy studiować, to już czysty skowronkowy trel srebrzysty. Dla zdolnego bowiem ptaszka obcy język — to igraszka!

Tak się chwalił Elemelek. Czy pracował? No, niewiele... Słuchał raz o wschodzie słonka, jak się srebrzy śpiew skowronka i od razu zmienił zamiar.

— To okropnie trudna gama! Ćwiczyć trzeba w pocie czoła. Czyż nie lepiej jest dzięcioła naśladować, który w lesie kuje, aż się echo niesie? Stuknę dziobem w pień gruszkowy —
i egzamin mam już z głowy!

Postanowił więc, że woli dźwięków uczyć się dzięciolich. Sowy wcale się nie pytał, zdecydował sam — i kwita. Ale dziś, przed egzaminem, niewyraźną coś ma minę: może mu zarzuci sowa, że języków nie studiował?...

— No, wróbelku — sowa powie — twoja kolej! Teraz dowiedź, jakie twej nauki skutki. Zanuć srebrne dwie, trzy nutki skowronkowe.

Elemelek poczuł ciarki w całym ciele. Dziób otworzył. Niesłychanie zdziwił wszystkich, bo gęganie się rozległo tak udane, jak przez gąskę zagęgane.

Elemelek na swym sęku stoi sztywno, pełen lęku, nastroszony i zdziwiony. Dziobek trzyma rozdziawiony i rozdziawia coraz szerzej, bo wprost uszom nie chce wierzyć: mógłby niemal sam przysięgać, że on, wróbel, gęgęgęga...

Sowa wkłada okulary i powtarza:

— Nie do wiary! Umiesz gęgać? Z taką wprawą? Elemelku, piątka, brawo!

— Brawo! — klaszczą też słuchacze.

A wtem się poruszył krzaczek i gdy szmer pochwalny ustał, wyszła z krzaka gąska tłusta, wesolutka, młoda, biała i GĘ-GĘ-GĘ zagę-gała.

— Więc nie wróbel! Więc to ona! Sprawa teraz wyjaśniona! Elemelek, niebożątko, musiał się pożegnać z piątką. Sowa nic się

nie gniewała, lecz ocenę niską dała: język obcy — trójka minus.

A od dwói się wywinął, bo nie gorzej od dzięcioła pień ostukał dookoła.



Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2011-06-24 14:32 przez Eduarda.

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:30:08

Ja też chętnie skorzystam z dodatkowych wierszyków dla mojej Lali:), póki co najwięcej wymyślam :)

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:31:32

fajne musze poopowiadac mojej chrzestnicy :)

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:34:23

a ja szukam jakichs pieknych kolysanek, piosenek dlka dzieeci, mam 4 miesieczna coreczke i ciągle ...musi coś grac:p

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:52:52

Dzięki,popatrzyłam też na internecie i mam już 17 ;)

Pytanie do mam/opiekunek :)

24 cze 2011 - 14:54:53

nie znam ale podbijaaaam ! :]

Przykro nam, ale tylko zarejestrowane osoby mogą pisać na tym forum.

następna dyskusja:

Anemia u niamowlaka!!! Pomocy!!!