Witajcie. Może zacznijmy od tego, że piszę żeby się wygadać i może znaleźć jakieś wsparcie. Jestem w związku z chłopakiem od prawie 5 lat. Wiadomo początki były fajne, później coraz gorzej aż do teraz gdy już prawie jestem na dnie. Straciłam pewność siebie, poczucie jakiejkolwiek własnej wartości, nie mam znajomych, jest tylko przekonanie że wszystko robię źle, że tak naprawdę na niczym się nie znam, że nie warto się odzywać ani mieć własnego zdania, marzeń, pragnień. Z każdym spotkaniem jest tylko gorzej, więc po głębokich 'rozmowach' z własnym rozumem stwierdziłam, że najwyższy czas to skończyć. Planuję w ten weekend się pożegnać. Niestety im bliżej tym więcej mam wątpliwości. Zdaję sobie sprawę, że to nie ma sensu, że tracę czas (mam 23 lata), bo nic się nie zmieni (od dawna próbowałam naprawiać), że jeśli chcę sobie ułożyć życie i być w nim częściej szczęśliwa to czas uciekać, ale.. ale to uzależnienie od niego jak od narkotyku, gdy wiem, że szkodzi mi a jednak ciężko przestać.. boję się co będzie później. Nie tego, że zostanę sama do końca życia, ale pustki jaka będzie bez niego prędzej czy później, że nie będzie do kogo napisać, zadzwonić, wygadać się (mimo iż aktualnie nic co mówię go albo nie interesuje bo tylko marudzę i chcę mu tym zepsuć nastrój albo nie ma czasu bo się zajmuje swoim hobby - komp, albo i tak nie chce/potrafi mnie zrozumieć) czy pojechać, spędzić choć odrobiny czasu. Bo jednak teraz jest fatalnie, ale zawsze Jest.. później nie będzie nic. Sama myśl, że pojadę do niego powiedzieć że to koniec, że już nie potrafię, zabrać kilka swoich rzeczy, które są u niego i wyjść ze świadomością że to ostatni raz, że już nie będę mogła tam wrócić (nie wiem czy nawet bym chciała, ale sam sentyment..) Rozum mówi jedno, a serce drugie, bo jednak zależy mi na nim (choć bardziej już to są może tylko moje wyobrażenia i wspomnienia o nim niż on sam)
Zmieniany 1 raz(y). Ostatnia zmiana 2012-03-29 19:49 przez BlackKitty.